Ciekawe artykuły

Od kilku miesięcy ciekawe artykuły o szkole czytam na portalu blog.gwo.pl. Tym razem zdecydowałam się opublikować jeden z wpisów z tego bloga na stronie o SP w Górkach Szczukowskich. Zachęcam do miłej lektury.

Oni wiedzą lepiej. Jest gorzej niż źle, jest beznadziejnie. Instytucji szkoły nie da się już poprawić – trzeba wszystko zburzyć i zaczynać od początku.

Powiadają:

„Cały system edukacji nadaje się do kosza”.
„Szkoła jest skansenem pielęgnującym bezużyteczne i szkodliwe kompetencje”.
„Szkoła szkodzi dzieciom i zabija ich uzdolnienia matematyczne”.
Dziennikarze bardzo lubią rozmawiać z rewolucjonistami edukacji, bo wiadomo, że zawsze barwnie powiedzą coś kontrowersyjnego. Z pasją przekonują, że świat byłby lepszy, gdyby ich posłuchano.
Proponują proste rozwiązania. Jeden pomysł, który będzie lekiem na całe zło.
– Należy uczyć metodą odwróconej klasy – przekonuje jeden – uczniowie powinni nowych rzeczy uczyć się sami w domu, a w szkole z nauczycielem rozwiązywać zadania. Nie tak jak teraz: wykład w szkole, a do domu zadania.
Są też tacy, którzy skupili się na walce o nowoczesną szkołę, bo ta, która jest, to instytucja przestarzała. Trzeba wprowadzić do szkoły nowe technologie – oświadczają. – To wyzwoli w uczniach chęć do twórczego uczenia się.
– Dać tablet każdemu uczniowi, a do klasy wstawić tablicę interaktywną i od razu zrobi się nowocześnie – twierdzi wyznawca nowego.
– Zakazać zeszytów ćwiczeń, to one są mordercami uzdolnień matematycznych – ogłasza kolejny odkrywca. – Gdy dzieci same będą wszystko pisać w zeszytach w kratkę, będą mądrzejsze.
Rewolucjoniści nie słuchają zgłaszanych wątpliwości. Wątpiących uznają za wrogów, z którymi się walczy, a nie dyskutuje. Prawdziwy rewolucjonista nie gada przecież z obrońcami starego ustroju, on ich ścina.
Piewca odwróconej klasy nie chce słyszeć pytania o to, ile czasu dzieci musiałyby się w domu uczyć wszystkich przedmiotów samodzielnie. Ani wątpliwości, co zrobić na lekcji z tymi, którzy nie zechcieli w domu się nauczyć.
Zwolennika tabletów nie interesuje, co ma właściwie być na tych tabletach i jak nauczyciel ma zorganizować naukę. Nie chce słuchać, że nie o nośnik chodzi, tylko o dobrą treść na nim.
Wróg zeszytów ćwiczeń, nie chce powiedzieć, skąd wie, że gdy się ich zakaże, dzieci staną się uzdolnionymi matematykami.
Rewolucjonistę edukacji charakteryzują jeszcze dwie rzeczy.
Po pierwsze chce, by wszyscy uczyli się w ten sam sposób. W jego sposób.
Po drugie rewolucjonista nic albo prawie nic nie mówi o nauczycielu. Nie zauważa, że dobry nauczyciel będzie mądrze uczyć z zeszytem ćwiczeń lub bez niego, bez tabletu albo z nim i w zwykłej, nieodwróconej klasie. Swoje lekarstwa przedstawiają tak, jakby miały działać niezależnie od tego, co robi nauczyciel. Właściwie tak, jakby nauczyciel był zupełnie w szkole nieistotny.
Dobrze, że istnieją rewolucjoniści oświaty. Czasem z jakiegoś fragmentu ich propozycji skorzysta mądry nauczyciel.
Groźnie robi się tylko wtedy, gdy w jedyną słuszną wizję któregoś z rewolucjonistów uwierzy minister edukacji.
Pan E.
Uwaga! Wydawnictwo nie odpowiada za Pana E. Pan E. nie odpowiada za nic.